Martín Di Nenno urodził się w 1997 roku w Argentynie. Jego ojciec prowadził klub padla, syn miał więc kontakt z rakietą od najmłodszych lat. Od początku było widać potencjał tego zawodnika. Gdy sprzymierzył swoje siły z Franco Stupaczukiem, innym obiecującym juniorem, rozpoczął się długi szereg zwycięstw. Wspólnie zdołali aż sześciokrotnie wygrać mistrzostwa świata młodzików. Para otrzymała przydomek „super-dzieciaki” i wszystko zapowiadało, że za kilka lat staną się numerem jeden dorosłego padla. Marzenia przerwał wypadek…

Wypadek, który zmienił wszystko
Był 11 stycznia 2016 roku. 19-letni Martín jechał wraz z dwoma przyjaciółmi na lotnisko w jego rodzimym mieście Ezeiza. Kilka dni później mieli grać turniej pokazowy w Paragwaju. Mieli… niestety… do celu nie dotarli. W wyniku czołowego zderzenia ich samochodu z autobusem zginęli obydwaj współpasażerowie Martina. On sam, choć przeżył, doznał ciężkich złamań nóg. Słowa lekarzy brzmiały jak wyrok. Miał nigdy więcej nie wrócić do gry.

Martín, wbrew opiniom medyków nie zamierzał się poddać. Czekała go jednak długa rehabilitacja, począwszy od nauki chodzenia. W międzyczasie jego dotychczasowy partner musiał zmienić parę. Nie mógł czekać. Franco Stupaczuk jeszcze w tym samym roku, wraz z nowym współzawodnikiem dotarł do półfinałów World Padel Tour. Zwycięstwo dedykował właśnie Martinowi. Ten nie krył wzruszenia. Wiele wskazuje na to, że gdyby nie wypadek, zagraliby ten mecz wspólnie.
Powrót do gry
Młody Argentyńczyk ostatecznie wraca do gry rok później, w 2017 roku. Wciąż z nawracającymi bólami nóg i skurczami mięśni, które powtarzać się będą w dłuższych i bardziej wymagających spotkaniach. Jeden z napadów tychże skurczy miał miejsce w czasie półfinałów w 2020 roku, gdy grał z Maxi Sanchezem. Według zasad, nie są one traktowane jako uraz i nie można przerwać gry. Tie break dokończono, a jak skończył się mecz… warto zobaczyć samemu:
„Wszyscy jesteśmy Di Nenno”
Pomimo zwycięstwa w półfinale, na pierwszy tytuł Martin musiał jeszcze trochę zaczekać. Do września 2021 roku, bo wtedy odbyły się finały WPT w Barcelonie. Di Nenno i Paquito Navarro pomimo słabo rozpoczętego sezonu, po raz pierwszy wspólnie dotarli do finału. Martin Di Nenno musiał ponownie zmierzyć się z Fede Chingotto i Juanem Tello. Tym razem finał wygrał zdobywając pierwszy w profesjonalnej karierze tytuł. Nie powstrzymywał łez. W wywiadzie po meczu rzekł: „Chciałem tylko móc znowu grać. Nie chciałem tego wszystkiego„. „Dziś wszyscy jesteśmy Di Nenno” – dodał chwilę później nie mniej wzruszony Paquito Navarro.